Będzie się studiować łatwiej? Projekt rozporządzenia resortu nauki przewiduje rozluźnienie wymagań dla studiujących przez internet. Tylko praktyczne zajęcia będą musiały odbywać się na uczelni. Być może nawet egzaminy uda się prowadzić on-line.
"Nowe przepisy wprowadzają dużą autonomię w organizowaniu procesu nauczania, jak i w wyborze formy kształcenia" - ocenił dr Wiesław Przybyła, pełnomocnik rektora ds. studiów zdalnych Akademii Humanistyczno Ekonomicznej w Łodzi, współorganizującej Polski Uniwersytet Wirtualny.
W Polsce studiowanie on-line nie jest zbyt popularne. Trudno jest zorganizować studia przez internet, szczególnie ze względu na wymagania formalne.
Jak twierdzi rzecznik Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego Bartosz Loba, nowe prawo ma dopuszczać prowadzenie przez internet wszystkich studiów, nawet tych, których ukończenie jest niezbędne do wykonywania niektórych zawodów - np. lekarza lub prawnika. Postawione zostaną tylko dwa warunki.
"W paragrafie 5. określono, iż kształcenie praktyczne, w tym zajęcia laboratoryjne, terenowe i warsztatowe, powinno odbywać się w warunkach rzeczywistych, przy udziale nauczycieli akademickich i studentów. Mimo, że wirtualne laboratoria dają możliwość zdalnego udostępnienia zasobów aparaturowych, powinny stanowić metodę wspomagania nowoczesnej edukacji" - podkreślił Loba.
"Projektowana zmiana utrzymuje w mocy obowiązek organizowania zajęć o charakterze praktycznym i laboratoryjnym, z czym należy się w pełni zgodzić. Korzystny kierunek zmian zawiera się natomiast w tym, co zostało w projekcie przemilczane. Wszystkie zajęcia pozapraktyczne i nielaboratoryjne mogą być realizowane na platformie zdalnego nauczania w dowolnym wymiarze godzinowym" - wyjaśnił Przybyła.
Aktualne przepisy ograniczają wymiar godzin zajęć on-line do 60 proc. ogólnej liczby godzin zajęć dydaktycznych, jak również wyłączają z trybu e-learningowego zajęcia praktyczne i laboratoryjne. Czyli nawet na studiach, na których zajęć praktycznych nie ma w ogóle lub jest ich bardzo mało (np. polonistyka), prawie połowa zajęć musi odbywać się twarzą w twarz z wykładowcą.
Według Magdaleny Eliaszuk z Centrum Otwartej i Multimedialnej Edukacji Uniwersytetu Warszawskiego, prowadzenie wszystkich zajęć w trybie stacjonarnym nie ma sensu, bo niektóre zajęcia nie muszą odbywać się na sali wykładowej, a przeniesienie niektórych elementów kursu do sieci poprawia skuteczność uczenia się przez studentów. Jako przykład podała przeglądanie serii wyników doświadczeń lub reprodukcji dzieł sztuki. Studentom jest też wygodniej, jeśli mogą do takich materiałów sięgać kilkakrotnie przez internet, zamiast starać się zapamiętać w trakcie jednego wykładu.
"Właściwie każdy kierunek przynajmniej w części może znaleźć miejsce w internecie. W nauce języków jest bardzo wiele takich rzeczy, np. ćwiczenia z gramatyki, które wymagają wielokrotnego powtarzania i sprawdzania zadań. Nawet lepiej jest to robić przy pomocy komputera, który od razu podaje wynik, niż przy pomocy lektora, który zbiera i sprawdza kartki wypełnione przez studentów" - podkreśliła Eliaszuk.
Na UW funkcjonuje np. kurs chromatografii cieczowej. "To jest kurs bardzo popularny i chętnych jest więcej niż laboratorium może przyjąć. Dlatego część teoretyczna jest pierwsza i odbywa się przez internet. Dopiero, kiedy kursanci zdadzą egzamin z tej części, są dopuszczani do urządzeń" - dodała.
"Myślę, że przyszłością są kursy mieszane, czyli takie, gdzie część kursu odbywa się w internecie, a część na uczelni. W ten sposób wszyscy zyskują, bo sale na uniwersytecie są wykorzystywane tylko wtedy, kiedy są naprawdę potrzebne, a student zyskuje możliwość bardziej elastycznego dysponowania swoim czasem. Zyskuje też na tym proces dydaktyczny, bo lepiej się uczą ludzie, jeśli mogą sami decydować o terminie, a czasem o kolejności zapoznawania się z materiałem" - powiedziała Eliaszuk.
Drugi warunek, który stawia nowe rozporządzenie to rzetelność egzaminów. Przepis mówi, że "uzyskane przez studenta w procesie kształcenia z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość efekty kształcenia stanowiące wypadkową zasobu wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych będą weryfikowane w sposób pozwalający na potwierdzenie ich uzyskania przez studenta".
Nie występuje tu więc bezpośredni wymóg przeprowadzania egzaminów w siedzibie uczelni. W praktyce, co prawda przeważnie tak to się odbywa, ale Eliaszuk podkreśliła, że są alternatywne sposoby.
"Np. na Zachodzie istnieje instytucja męża zaufania. Osoba, która studiuje zdalnie w USA, a fizycznie znajduje się w Polsce, może skorzystać z pomocy męża zaufania np. na Uniwersytecie Warszawskim" - wyjaśniła i dodała, że na UW było to już praktykowane. Internetowy student amerykańskiej uczelni został przeegzaminowany w Warszawie. Pytania otrzymywał przez internet, a mąż zaufania w Polsce potwierdzał jego tożsamość i samodzielność pracy.
"Bywają też problemy z przestrzeganiem praw autorskich. Miałam taką sprawę. Okazało się, że na aukcji internetowej za 70 zł ktoś wystawił materiały z jednego z naszych kursów, pięknie wydrukowane i zbindowane. Udało się na szczęście sprawę szybko +odkręcić+. Firma prowadząca aukcje zdjęła ofertę błyskawicznie, a sprzedawca, kiedy poprosiliśmy go, żeby nie robił takich rzeczy, zobowiązał się do przestrzegania prawa" - powiedziała. (PAP)