Rozmowa z dr. hab. Marcinem Kurkiem z Katedry Techniki Projektowania Żywności Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie o zdobyciu tytułu Najzdolniejszego Młodego Naukowca w Polsce, błonniku pokarmowym oraz podejściu do nauki.
- Fundacja na rzecz Nauki Polskiej po raz 27. przyznała
stypendia w ramach konkursu START najzdolniejszym młodym naukowcom z
całej Polski. Znalazł się Pan w gronie zwycięzców! Co to za konkurs?
-
Jest to stypendium przeznaczone dla młodych naukowców, czy też jak
Fundacja sama określa – dla młodych uczonych. Zdobywa je rocznie 100
naukowców z Polski. Z tym, że ograniczeniem nie jest stopień naukowy a
wiek. To nagroda przeznaczona dla tych, którzy nie ukończyli 30. roku
życia, czyli dla osób, które bezpośrednio po studiach lub jeszcze w ich
trakcie rozpoczęły karierę naukową.
- Czy stypendium musi być przeznaczone na jakiś konkretny cel?
- Cel jest dowolny. Może to być na przykład wsparcie finansowe badań naukowych lub sfinansowanie konferencji.
- Co brano pod uwagę, typując zwycięzców?
-
Przede wszystkim dotychczasowy dorobek. Trzeba było też wskazać jedno
osiągnięcie – to może być jeden lub pula artykułów, które stanowią
oryginalne podejście i rzeczywisty wkład w naukę.
- Proszę powiedzieć, co Pana skłoniło do wzięcia udziału w konkursie?
-
O to stypendium starałem się już trzeci raz. Tutaj akurat przysłowie
się sprawdziło, że do trzech razy sztuka. Za trzecim razem wreszcie
udało mi się. Zajmuję się błonnikiem pokarmowym i jego zastosowaniem.
Głównie zastosowaniem jego frakcji rozpuszczalnych, czyli tych, które
bardzo mocno wpływają na obniżenie cholesterolu i stężenia glukozy we
krwi oraz mają szereg innych właściwości prozdrowotnych. Można go
zastosować w żywności w określony technologiczny sposób dzięki zabiegom,
które stworzyłem i które opisałem w artykułach. Kapituła zauważyła i
doceniła ten mój wkład w naukę.
- Skąd u Pana zainteresowanie akurat błonnikiem?
-
To wynika z mojej pracy doktorskiej, którą realizowałem w obszarze
błonnika pokarmowego a konkretnie zmniejszania wielkości jego cząstki,
czyli mikronizacji, żeby zwiększyć możliwości jego zastosowania. Podczas
pracy doktorskiej opracowałem dwa produkty skupiające się zarówno na
produktach piekarskich, jak i makaronie. Natomiast później zająłem się
już samym błonnikiem pokarmowym. Teraz pracuję częściowo w naukach
aplikacyjnych, czyli takich, których rezultat można wdrożyć do praktyki
przemysłowej. Staram się znaleźć zastosowanie dla błonnika, a także
rozwijać obszar badań podstawowych, czyli badań właściwości dotychczas
niepoznanych błonników. Dodam, że mamy szeroką współpracę z Chinami w
kwestii ekstrakcji błonnika pokarmowego z różnych źródeł np. z
amarantusa, komosy ryżowej czy też prosa. Do tej pory nie było żadnych
takich badań na świecie.
- Bardzo szybko został Pan doktorem habilitowanym, w wieku 29 lat!
-
Zgadza się. Doktorem też w miarę szybko. W 2013 r. ukończyłem studia
magisterskie na kierunku technologia żywności i żywienia człowieka na
tutejszym Wydziale Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji. Później
zacząłem pracę i w 2015 r. obroniłem pracę doktorską, czyli w zasadzie
po 2,5 roku.
- Duże tempo.
- Tak, ale narzucone też przez
Panią Profesor Wierzbicką – kierownik Katedry Techniki i Projektowania
Żywności. Narzucała tempo, ale też z drugiej strony nie wstrzymywała
mnie. Za to też jestem bardzo wdzięczny. Badania zostały dobrze
zorganizowane i przeprowadzone, opublikowane w dobrych czasopismach,
przeszły proces recenzji, to nie było już na co czekać. Trzy lata potem
uzyskałem tytuł doktora habilitowanego. Lubię pracę eksperymentalną, a
później publikacyjną. Dydaktyka też mi chyba wychodzi.
- Jakie zajęcia dla studentów Pan prowadzi?
-
Przede wszystkim te dotyczące zastosowania informatyki w gastronomii, w
produkcji żywności, w ocenie żywności – są to systemy informatyczne w
gastronomii oraz zasoby informatyczne w ocenie żywności. Poza tym
prowadzę zajęcia w języku angielskim (Advanced Food Technology) dla
studentów z programu Erasmus i częściowo jeszcze zajęcia z
zaawansowanych analiz fizykochemicznych w żywności.
- A jakim jest Pan wykładowcą?
- Chyba dobrym… (przyp. red. – dr hab. Marcin Kurek uśmiecha się i wskazuje dyplom wiszący na ścianie).
- Ewidentnie dobrym! Mistrz Edukacji!
- W zeszłym
roku dostałem. Dwa lata temu byłem nominowany do tego tytułu. Wtedy
jeszcze w innej formule, jako Mistrz Motywacji. A tym razem jako Mistrz
Edukacji. To było pięć dni przed habilitacją.
- Piękna nagroda.
- To było w grudniu ubiegłego roku. Akurat ten miesiąc był bardzo dobry.
- Wrócę do Pana wykształcenia. Ukończył Pan technologię
żywności i żywienie człowieka w SGGW (mgr inż.), ekonomię menedżerską na
Uczelni Łazarskiego (lic.), Roczny Program Akademii Młodych Dyplomatów w
Europejskiej Akademii Dyplomacji oraz studia podyplomowe z zakresu
systemów informatycznych, aplikacji i baz danych w Polsko-Japońskiej
Wyższej Szkole Technik Komputerowych (aktualnie Polsko-Japońska Akademia
Technik Komputerowych). Skąd to połączenie żywności, ekonomii,
dyplomacji i informatyki?
- Technologia żywności wynikała z
kierunku studiów – po prostu mnie to interesowało. Później zacząłem
zastanawiać się, co jeszcze mogę zrobić. I tak, będąc na studiach I
stopnia w SGGW, rozpocząłem studia ekonomiczne na Uczelni Łazarskiego.
Stwierdziłem, że wiedza z ekonomii, zarządzania finansami i ludźmi
przyda mi się w przyszłości np. przy realizacji różnego rodzaju
projektów. Natomiast po IV roku studiów brałem udział w programie
Zwiększania Kompetencyjności Absolwentów SGGW. Przez 3 miesiące byłem
stażystą w Agencji Rynku Rolnego, w Biurze Współpracy Międzynarodowej.
Wtedy zafascynowała mnie praca na polu międzynarodowym i pod wpływem
impulsu zdecydowałem się aplikować do Europejskiej Akademii Dyplomacji.
Etykieta, protokół dyplomatyczny to takie moje pozazawodowe hobby.
Potem, również w ramach zainteresowań, a także wskutek poleceń kolegów i
szefowej zdecydowałem się na studia podyplomowe dotyczące systemów
informatycznych.
- Wygląda na to, że bardzo dużo czasu poświęca Pan nauce. Ma Pan w ogóle czas na hobby?
-
Zdecydowanie nauka jest moim hobby. Nie wyobrażam sobie pracy, która
nie jest pasją. Bardzo współczuję ludziom, którzy przychodzą do pracy
tylko po to, żeby przyjść. To jest dla mnie niezrozumiałe. Prof. dr hab.
Agnieszka Wierzbicka – moja kierownik katedry, przyjmując mnie do
pracy, powiedziała, żebym pamiętał, że bycie naukowcem, to nie jest
praca, to jest powołanie. A powołanie ma to do siebie, że realizuje się
je całym sobą. Nie da się tego zamknąć od do i po prostu wyjść z tego.
Często weekendy poświęca się na pisanie artykułów. Godziny pracy spędza
się na spotkaniach projektowych, zajęciach dydaktycznych czy pracach
organizacyjnych. Pisze się po nocach, bo coś nagle wpadnie do głowy,
itd.
- Czy planuje Pan wyjazd naukowy za granicę?
-
Byłem już, na dwóch wymianach jako wykładowca. W University of British
Columbia w Vancouver w Kanadzie i w Tel Hai College w Izraelu. Mam w
planach kolejny wyjazd. Na razie za dużo nie chcę zdradzać poza tym, że
to będzie staż naukowy w Kanadzie. Uważam, że wyjazdy zagraniczne są
bardzo potrzebne. Warto zobaczyć, w jaki sposób funkcjonują inne
uczelnie. Staram się też jeździć co najmniej dwa razy w roku na
konferencje zagraniczne. Każdego zachęcam do takich wyjazdów. One
naprawdę rozwijają.
- Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Rozmawiała: Anita Kruk, Biuro Promocji SGGW