Konfrontacji strategii rozwoju polskich uczelni do 2020 r. - przygotowanej przez rektorów oraz Ernst & Young - poświęcone było środowe spotkanie w Warszawie. Projekty różni np. propozycja powszechnego czesnego; łączy zaś postulat zwiększenia nakładów na szkolnictwo wyższe.
Jak powiedział prezes Fundacji Rektorów Polskich prof. Jerzy Woźnicki, odpowiedzialny za przygotowanie strategii sygnowanej m.in. przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich, istotną propozycją części środowiska akademickiego w Polsce jest znaczne zwiększenie nakładów na uczelnie i naukę. "W strategii proponujemy zasadę cztery razy jeden procent" - powiedział Woźnicki i wyjaśnił, że te nakłady powinny być rozłożone po 2 proc. z budżetu państwa i 2 proc. ze środków pozabudżetowych.
Woźnicki przypomniał deklarację premiera Donalda Tuska z 16 kwietnia 2008 r. Zapowiedział on wówczas, że jego rząd doprowadzi do tego, że w latach 2009-2013 finansowanie nauki i szkolnictwa wyższego osiągnie poziom 2 proc. PKB.
Według Woźnickiego, aby zwiększyć nakłady na naukę i uczelnie konieczne jest wprowadzenie powszechnego czesnego na poziomie ok. 1/4 średniego kosztu kształcenia jednego studenta w ciągu jednego roku. Zaznaczył jednak, że wcześniej należy utworzyć system kredytów studenckich, tak by studiujący w okresie nauki nie ponosili żadnych związanych z nią kosztów. "Nikt kto podejmie studia stacjonarne w uczelni publicznej nie będzie musiał zapłacić de facto. Każdy będzie mógł podjąć decyzję o przeniesieniu tych opłat na okres, gdy będzie już absolwentem" - podkreślał prezes Fundacji Rektorów Polskich.
Za propozycje o największym znaczeniu Woźnicki uznał m.in. odejście od etatystycznych minimów programowych, postawienie na podmiotowość studentów, zadaniowe finansowanie placówek badawczych, utworzenie uczelni flagowych i badawczych (tzw. federacyjnych uniwersytetów; centrów naukowych, które skupią wokół siebie najlepszych naukowców) oraz przyznawanie dla wybitnych doktorów możliwości uprawnień promotorskich w prowadzeniu przewodów doktorskich. "Myślą przewodnią jest to, by polskie uczelnie stały się kołem zamachowym dla modernizacji kraju. To jest fundamentalna sprawa" - zaznaczył Woźnicki.
Z kolei zdaniem prof. Stefana Jackowskiego, koordynatora strategii przygotowanej przez Ernst & Young i Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową (zamówionej przez resort nauki), wprowadzenie powszechnego czesnego nie jest konieczne. Jego zdaniem, największym problemem szkolnictwa jest jego spolaryzowanie. "Oto kilka danych, które o tym świadczą: w Polsce mamy 0,95 mln studentów stacjonarnych i 0,98 mln studentów niestacjonarnych; 131 uczelni publicznych i 325 niepublicznych. Ta polaryzacja studentów jest ważniejsza niż miejsce polskich uczelni w rankingu szanghajskim" - przekonywał Jackowski.
Jak zaznaczył, w trakcie przygotowywania strategii "zaskoczyła go informacja, że w Polsce w uczelniach niepublicznych studiuje większy odsetek studentów niż w Stanach Zjednoczonych, które uważane są za mekkę prywatnego szkolnictwa wyższego".
Według niego, w Polsce zamiast powszechnego czesnego należy wprowadzić zlecanie uczelniom kształcenia w określonych dziedzinach nauki. Zlecanie takie miałoby być kontraktowane przez państwo w ramach konkursów, do których na równych prawach przystępowałyby uczelnie publiczne i prywatne.
Prowadzący dyskusję prof. Henryk Samsonowicz zwrócił uwagę, że w sprawie wprowadzenia powszechnego czesnego należy pamiętać o tym, że w Polsce studia są już współfinansowane przez studiujących. "W naszym kraju nie ma studiów bezpłatnych. Obecnie 50 proc. studentów płaci za studia w uczelniach publicznych" - podkreślił Samsonowicz.
W jego opinii, chybione są także zarzuty, że ograniczenie wieloetatowości jest zamachem na wolność naukowców. "Tak jak we Francji czy Wielkiej Brytanii to jest przecież kwestia umowy między pracownikiem i pracodawcą" - powiedział Samsonowicz.
W kwestii dotyczącej nadawania stopni naukowych np. habilitacji, profesor uznał, że ich jakość poprawiłoby wprowadzenie obowiązku pisania krytycznych recenzji. "To tak w nawiązaniu do czasów, które znam lepiej, do średniowiecza, by tak jak wtedy był tzw. advocatus diaboli mający obowiązek wytknąć wszystkie błędy naukowca" - mówił historyk.
Kolejną różnicą, która ujawniła się w czasie dyskusji, była reakcja prelegentów na kwestię zasygnalizowaną przez prof. Jana Hartmanna z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego, istotnym problemem polskich uczelni (mającym wpływ na wyniki naukowe) jest możliwość zatrudniania przez profesorów własnych doktorów. "Ten tryb zatrudniania jest bardzo niesprawiedliwy i szkodliwy. W rezultacie bardzo wielu pracowników uczelni to są ludzie mierni, a jednocześnie posłuszni w stosunku do swoich szefów" - tłumaczył Hartmann.
W odpowiedzi prof. Woźnicki powiedział, że zatrudnianie przez profesorów własnych nie da się rozwiązać poprzez wprowadzenie odpowiedniej ustawy. "To jest reguła raczej kulturowa niż ustawowa, ja nie byłbym za zakazem zatrudniania doktora" - mówił, tłumacząc, że uderza to w autonomię uczelni.
Z jego zdaniem nie zgodził się prof. Jackowski, który przypomniał, że w strategii zamówionej przez rząd znajduje się już zapis o zakazie zatrudniania doktorów na ich macierzystych uczelniach przez okres dwóch lat. Jak podkreślił, taki zakaz spowodowałby większą mobilność naukowców.
"W tej chwili nie rozstrzygam, które z propozycji z obu strategii znajdą się w jednej wspólnej przyjętej przez rząd. To wymaga czasu i dalszych dyskusji" - powiedziała minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka. Jednocześnie zapowiedziała, że przyjęcie wspólnej strategii odbędzie się jeszcze w tej kadencji Sejmu, tak by w przyszłych działaniach resortu stała się podstawą dalszych i bardziej pogłębionych zmian w szkolnictwie wyższym.(PAP)