W obliczu niżu demograficznego ratunkiem dla niektórych szkół wyższych mogą okazać się studenci z zagranicy. Tylko jak ich skłonić, by do nas przyjeżdżali, skoro poziom polskich szkół wyższych odstaje od światowej i europejskiej czołówki?
Zacznijmy od wydarzeń na Ukrainie gdy w grudniu zaczęło wrzeć w Kijowie, na ulice Lublina - w wiecach poparcia dla zbliżenia Ukrainy z UE - wyszły dziesiątki ukraińskich studentów kształcących się w tym polskim mieście.
Statystyki opublikowane w raporcie Fundacji Edukacyjnej Perspektywy "Studenci zagraniczni w Polsce 2012" - pokazują, że to właśnie Ukraińcy są - i to z ogromną przewagą - najliczniejszą grupą studentów zagranicznych w naszym kraju. Stanowią 1/3 wszystkich obcokrajowców kształcących się na stacjonarnych studiach w Polsce: blisko 10 tys. na ogólną liczbę ponad 29 tysięcy. Jeśli doliczyć do tego następnych na liście Białorusinów, studenci ze Wschodu stanowią aż połowę wszystkich studentów zagranicznych w naszym kraju. Następni w stawce są Norwegowie (1,5 tys.) oraz Hiszpanie i Szwedzi (na każdą z tych nacji przypada nieco powyżej 1 tysiąca). Z kolei nieliczni są u nas studenci z Dalekiego Wschodu, np. z Chin czy Indii, którzy tak chętnie wybierają zachodnie uniwersytety.
Co trzeci cudzoziemiec studiuje kierunki związane z medycyną, co czwarty kierunki ekonomiczne i biznesowe. Mniej popularne są kierunki społeczne i techniczne, a tylko co dziesiąty obcokrajowiec studiuje kierunki humanistyczne.
Jak podkreśla ten sam raport - obcokrajowcy stanowią tylko 1,74% ogółu studentów w naszym kraju; jest to znacząco mniej niż w najwyżej rozwiniętych krajach Zachodu czy w Chinach, a w dodatku słabiej niż np. u naszych sąsiadów: w Słowacji, Czechach, Słowenii, Litwie, a nawet w Rumunii i Bułgarii.
Co zrobić, by ten stan rzeczy poprawić? O gotowe i sprawdzone recepty trudno, ale warto pójść w ślady tych polskich uczelni, które już osiągnęły sukcesy w "łowieniu" zagranicznych studentów.
Przykłady z dwóch miast - Lublina i Krakowa. To właśnie województwo lubelskie - na równi z Podlaskiem - przoduje w ściąganiu na studia obcokrajowców, przede wszystkim zza wschodniej granicy.
Władze Lublina zrozumiały, że - dzięki położeniu miasta w pobliżu ukraińskiego sąsiada - ich szkoły wyższe mogą stać się "Oksfordem Wschodu". W 2011 roku ratusz uruchomił tam stronę internetową "Study In Lublin" dostępną w czterech językach: polsku, angielsku, ukraińsku i rosyjsku: http://study.lublin.eu/en/, na której można sprawdzić , jaki jest wybór programów w języku angielskim i o jakie stypendia mogą ubiegać się studenci-obcokrajowcy.
Również strona największej lubelskiej uczelni - UMCS - ma oprócz angielskiej - ukraińską wersję językową. To jasny znak, że władze uniwersytetu wyczuły, skąd wieją przychylne dla nich wiatry.
Skuteczna informacja oraz promocja w internecie to podstawa, bez której nie ma co marzyć o przyciągnięciu studentów z innych krajów. W ostatnich latach pojawiły się ciekawe, czasem oddolne inicjatywy promujące studia w Polsce, jak choćby portal dla cudzoziemców www.studyfun.pl
Niestety aktywność w internecie nie wystarcza; niezwykle ważne jest nawiązywanie przez rektorów polskich uczelni kontaktów z ich zagranicznymi kolegami. Fundacja Edukacyjna Perspektywy wspólnie z KRASP realizuje wieloletni program "Study in Poland", którego znacząca część jest organizowania właśnie na Ukrainie. W efekcie delegacje polskich uczelni nie szczędziły czasu, aby przemierzyć wszerz i wzdłuż ziemie ukraińskie. Istnieje też szeroko zakrojona kampania pod auspicjami rządowymi, która będzie kontynuowana w tym roku: "Ready, Study, Go! POLAND/ Research & Go! POLAND" (http://highereducationinpoland.org.pl/).
U studentów zza wschodniej granicy mamy już niezłą markę, gorzej wygląda sytuacja względem Zachodu czy krajów Azji. Choć i tu są chwalebne wyjątki. Nasze najlepsze uczelnie nie ustępują czasem poziomem nauczania zachodnim uniwersytetom, oferując zarazem nierzadko tańsze studiowanie. Wystarczy przejść się po Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby usłyszeć język… norweski. To studenci z tego kraju - oprócz Amerykanów i Kanadyjczyków - wybierają najczęściej anglojęzyczne studia medyczne na krakowskiej Alma Mater.
Problemem na polskich uczelniach jest brak kursów prowadzonych w języku angielskim i niedostatek wykładowców prowadzących zajęcia w tym języku. O ile Ukrainiec czy Białorusin często zna, choćby biernie, język polski, to inaczej jest z przybyszem ze Skandynawii czy Chin. On nie przyjedzie uczyć się do Polski, jeśli nie znajdzie tu studiów po angielsku na dobrym poziomie.
Specjaliści apelują od dawna, by tę lukę wypełnić - w przeciwnym razie studenci z odległych krajów będą omijać Polskę szerokim łukiem.
W staraniach o ściąganie na polskie uczelnie zagranicznych żaków nie można zapomnieć o tym, co najważniejsze: jakości kształcenia. Wiadomo, że w światowych rankingach wypadamy blado - nasze dwie najlepiej notowane uczelnie: UW i UJ - plasują się na tzw. Liście Szanghajskiej dopiero w czwartej setce.
Źródło: http://www.naukawpolsce.pap.pl/