Z Aleksandrem Zarzeką, prawnikiem, absolwentem zdrowia publicznego na Wydziale Nauki o Zdrowiu WUM, doktorantem w Zakładzie Dydaktyki i Efektów Kształcenia rozmawia Dominika Robak. Aleksander Zarzeka jest jednym z najlepiej ocenianych wykładowców w ankiecie studenckiej. Naukowo zajmuje się prawem medycznym, w szczególności prawem zawodów medycznych; zawodowo bliżej mu do prawa farmaceutycznego i prawa umów.
Aleksander Zarzeka: Zaczęło się od tego, że na pierwszym roku prawa miałem mało zajęć. Panowała wtedy moda na studiowanie drugiego kierunku. Koledzy wybierali stosunki międzynarodowe, politologię, dziennikarstwo... Ja uznałem, że pójdę pod prąd i wybiorę mało wtedy znany szalenie interesujący mnie kierunek - zdrowie publiczne. Wtedy sądziłem, że to taka "mała medycyna". Okazało się, że jest zupełnie inaczej, a zdrowie publiczne to nie zaniedbany młodszy brat medycyny, a coś zupełnie innego! To kierunek interdyscyplinarny dający bardzo szerokie spojrzenie na zagadnienie zdrowia i jego ochrony. Sam w sobie ciekawy, a w połączeniu z innym kierunkiem - np. zarządzeniem, psychologią czy prawem - stwarzający niemal nieograniczone możliwości rozwoju zawodowego i osobistego.
Co do studiów doktoranckich historia była trochę jak z filmu. Po jednym z posiedzeń Wydziałowego Zespołu ds. Jakości Kształcenia, w którego pracach brałem udział jako przedstawiciel samorządu studentów, podeszła do mnie doc. Gotlib i zapytała, czy nie chciałbym pod jej opieką napisać doktorat i poprowadzić zajęcia z prawa medycznego. Nie muszę chyba dodawać, że nie wahałem się ani chwili.
DR: Obecnie, jest Pan doktorantem w Zakładzie Dydaktyki i Efektów Kształcenia Wydziału Nauki o Zdrowiu WUM. Jakich zagadnień dotyczy Pana praca doktorska?
AZ: Zajmuję się uprawnieniami pielęgniarek i położnych do wystawiania recept. Jest to nowe uprawnienie, które od 2016 roku przysługuje, zarówno pielęgniarkom, jak i położnym. Nie wszystkim oczywiście, ale określonym grupom. To zagadnienie w Polsce jest nowe, natomiast na świecie dobrze już znane. W pracy doktorskiej zastanawiamy się, a właściwie badamy co pielęgniarki i położne wiedzą o tych nowych uprawnieniach, co o nich myślą, czy chcą przepisywać recepty, a także czy mają jakieś obawy z tym związane. Sprawdzamy także co inne zawody medyczne sądzą o tych nowych uprawnieniach. W szczególności skupiamy się na opiniach lekarzy, które jak słusznie się domyślaliśmy nie są do końca przychylne. Kolejnym etapem pracy będzie zbadanie, dlaczego lekarze są sceptyczni wobec tej reformy, dlaczego obawiają się nowych uprawnień pielęgniarskich. Będziemy chcieli zdiagnozować, co zrobić, żeby ta zmiana w zasadach wykonywania zawodu pielęgniarki i położnej była zmianą rzeczywistą. Nie sztuka bowiem uchwalić "martwe prawo".
DR: Dlaczego zdecydował się Pan podjąć taki temat?
AZ: Przede wszystkim jest to połączenie prawa i zdrowia publicznego, czyli tych dwóch obszarów w których mam określoną wiedzę i umiejętności... Pomysł (nie jest to tajemnica) pojawił się od mojej promotorki, dr hab. Joanny Gotlib, która zawsze wypatruje w pracy naukowej tematów aktualnych, nowatorskich i ciekawych, a przede wszystkim pasujących do profilu doktoranta. Okazało się, że "recepty pielęgniarskie" to dla mnie strzał w dziesiątkę.
DR: Dlaczego Pana zdaniem warto studiować Zdrowie Publiczne?
AZ: Przede wszystkim, zdrowie publiczne to ciekawy kierunek. Bardzo wiele zagadnień poruszanych podczas studiów, związanych jest bezpośrednio z naszym życiem: wpływ żywienia czy aktywności fizycznej na nasze funkcjonowanie, relacje między zdrowiem fizycznym a samopoczuciem, organizacja ochrony zdrowia czy zdrowe starzenie, które nie dotyka nas bezpośrednio, ale możemy zapewnić je naszym bliskim. Po drugie, kończąc zdrowie publiczne można znaleźć fajną, ciekawą pracę. Wreszcie, zdrowie publiczne, to przede wszystkim, (zabrzmi to górnolotnie) podobnie, jak zawód lekarza, pielęgniarki, czy położnej, przygotowanie do pracy, w której pomaga się innym ludziom. Poprzez zdrowie publiczne całemu społeczeństwu chcemy przybliżyć czym jest zdrowie, jak ważne jest i jak o nie dbać. Chcemy społeczeństwo ukierunkowywać na to, żeby było zdrowe, a co za tym idzie szczęśliwsze. Często śmiejemy się nawet, że zdrowie publiczne jest w opozycji do medycyny, bo jak ktoś dba o zdrowie to nie musi chodzić do lekarza.
DR: Jakie są potencjalne ścieżki rozwoju po ukończeniu studiów na kierunku Zdrowie Publiczne?
AZ: Ścieżek jest bardzo wiele. To co nasuwa się jako pierwsze to oczywiście stanowiska administracyjne w ochronie zdrowia, począwszy od Narodowego Funduszu Zdrowia, przez Ministerstwo Zdrowia, wydziały zdrowia w jednostkach samorządu terytorialnego, aż po Agencję Oceny Technologii Medycznych, Główny Inspektorat Farmaceutyczny, stacje sanitarno-epidemiologiczne oraz bardzo wiele innych jednostek, które zajmują się szeroko pojętym zdrowiem i jego ochroną. Druga możliwość to praca w firmach farmaceutycznych, czy koncernach medycznych. Tam również jest bardzo dużo miejsca dla absolwentów zdrowia publicznego. Trzecia, aczkolwiek nie ostatnia ścieżka to rozwój "start-upu". Można w bardzo ciekawy sposób rozpocząć własną działalność, która będzie docierała do ludzi z tym, co jest dla nich ważne, czyli właśnie ze zdrowiem.
Dziś studiowanie na kierunku zdrowie publiczne daje jeszcze więcej możliwości i jeszcze lepiej przygotowuje swoich absolwentów do pracy zawodowej. Tworzone są nowe specjalności, jak choćby badania kliniczne i ocena technologii medycznych. Po takich studiach to nas wyszukują pracodawcy, a nie odwrotnie.
DR: Co poleciłby Pan kandydatom na studia na kierunku Zdrowie Publiczne?
AZ: [śmiech] Dawno nie byłem kandydatem na studia, więc nie do końca pamiętam, co się wtedy czuje. Na pewno zachęcam do tego, żeby byli zaangażowani i wytrwali w zdobywaniu wiedzy, bo często bywa tak, że na początku pewne zagadnienia zdają nam się mało interesujące albo odległe i to może nas zniechęcić. Zachęcam, żeby się nie dać zniechęcić, żeby starać się z tych zajęć "wyciągać" jak najwięcej. Dopiero po jakimś czasie wszystko układa się w głowie i wtedy rozumiemy, że te tysiące zagadnień, których uczyliśmy się, które z pozoru są ze sobą niezwiązane, tworzą jakąś szerszą całość.
Oprócz tego każdemu polecam prace w kołach naukowych, organizacjach studenckich takich jak EMSA, samorządzie studentów czy czasopiśmie Studentów WUM - "Galen", które przez kilka lat sam miałem okazję współtworzyć. To zaangażowanie, szczególnie dla studentów zdrowia publicznego daje okazję do wypracowania w sobie umiejętności, które przydadzą nam się w całym (osobistym i zawodowym) życiu, a przede wszystkim pozwoli nam poznać wspaniałych ludzi i skończyć studia z poczuciem dobrze wykorzystanej młodości. No może pewnego fragmentu młodości, bo ja wciąż czuję się młodo i mam nadzieję, że jeszcze długo się to nie zmieni.
DR: Czy uważa Pan, że nowe Władze Dziekańskie stwarzają perspektywy rozwoju dla studentów?
AZ: Trudne pytanie! Z jednej strony oczywiście tak, jednak nie zawsze jest to wystarczająco dobrze zauważalne dla studentów. Mam wrażenie, że nowe władze dziekańskie są otwarte na wszelkie inicjatywy i jeżeli studenci z takimi inicjatywami wychodzą, zawsze są wysłuchiwani i bardzo często otrzymują wsparcie ze strony Wydziału. Pod tym względem Wydział jest reaktywny w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Czy jest proaktywny? Myślę, że staje się coraz bardziej proaktywny i trzymam kciuki za rozwój tej proaktywności. Kiedy słyszę o praktykach śródrocznych, wizytach studyjnych, płatnych organizowanych przez uczelnię stażach czy projektach unijnych zwiększających kompetencje studentów, żałuje że nie przyszło mi studiować te kilka lat później.
DR: Ma Pan na swoim koncie liczne sukcesy naukowe i organizacyjne. Ostatnio, otrzymał Pan pierwszą nagrodę w sesji doktoranckiej podczas 13. edycji Warsaw International Medical Congress. Proszę opowiedzieć o Pana dokonaniach?
AZ: To prawda. Te sukcesy naukowe to jest przede wszystkim dorobek całego zespołu. Podkreślam, że nie byłoby sukcesów, nawet ich części, gdyby nie fakt, że w Zakładzie Dydaktyki i Efektów Kształcenia pracujemy od samego początku do samego końca zespołowo. Ten sukces rozpoczyna się w fazie koncepcyjnej - wtedy, kiedy spotykamy się w zespole, rozmawiamy o problemie zastanawiamy się jak zbadać dane zagadnienie. Później przeprowadzamy wstępne badania jakościowe, czyli zadajemy ludziom pytania, sondujemy czy to co wymyśliliśmy ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Na tej podstawie tworzymy narzędzia badawcze, najczęściej kwestionariusz (ankietę). Później znów sprawdzamy, czy ta ankieta sprawdza to co ma sprawdzać i czy sprawdza to rzetelnie. Często na tym etapie modyfikujemy ją, ulepszamy. Następnie nawiązujemy współpracę z innymi ośrodkami i startujemy z szerokimi badaniami i wtedy się okazuje, że to wszystko miało sens.
To jest bardzo długi proces, w których na każdym etapie jest widoczna praca zespołowa. Każdy w zespole ma jakiś "know-how" i każdy daje z siebie tyle, ile może dać. Na koniec dnia powstaje z tego jakaś prezentacja, czy artykuł. Robimy jeden artykuł, kolejny, jedną prezentację, drugą… Potem, te wyniki w jakiś sposób porównujemy. Zastanawiamy się też, co z takich porównań wynika i wysyłamy w świat. Mija jakiś czas i okazuje się, że to, co zrobiliśmy jest naprawdę fajne, budzi zainteresowanie… i stąd biorą się nagrody, wyróżnienia czy publikacje w renomowanych czasopismach naukowych. "Robimy swoje" nie oczekując splendoru, a bardzo często okazuje się że ten włożony wysiłek zwraca się z nawiązką. To bardzo fajne uczucie, kiedy idziesz na konferencję żeby zaprezentować fragment swoich badań, podyskutować o wynikach pracy, a wracasz z nagrodą. Jeszcze raz podkreślam, że to jest właśnie siła pracy zespołowej.
Jeśli mam się już chwalić, miałem przyjemność uczestniczyć w tworzeniu i pierwszych krokach uczelnianego systemu egzaminów testowych, z którego dziś powszechnie korzystają studenci WUM. Pamiętam, że przed pierwszą turą byłem chyba bardziej zestresowany, niż moi studenci. Od tego roku akademickiego prowadzę także zajęcia w ramach projektu unijnego - Kompetencje Praca Sukces. To przyjemność i wyzywanie, bo zgłaszają się do tego studenci, którym naprawdę zależy. Wczoraj, kiedy (jak zawsze na pierwszym spotkaniu) zapytałem kursantów, dlaczego wybrali ten temat i w wolnym czasie, wieczorami, w wakacje przychodzą na zajęcia, jedna z osób odpowiedziała: "bo prowadzący te zajęcia jest reklamą samą w sobie". Dla takich dydaktycznych wzruszeń warto pracować po kilkanaście godzin dziennie.
DR: Czy mógłby nam Pan zdradzić, jakie są Pana plany odnośnie przyszłej ścieżki naukowej i zawodowej?
AZ: Od wielu lat mam takie podejście, że nie robię dalekosiężnych planów. Wiele osób mnie za to krytykuje, mówiąc że jak człowiek jest poukładany, to musi siebie widzieć za pięć i za dziesięć lat. Ja sobie stawiam krótkie deadline'y. Póki co, moim najbliższym dużym planem jest wyjazd na stypendium naukowe na University of the Balearic Islands, gdzie będę prowadził swoje badania i być może pomagał w badaniach, które tam są prowadzone. Mam też nadzieję zarówno uczestniczyć w zajęciach dydaktycznych jak i jakieś poprowadzić. To jest najbliższy plan. Wyjeżdżam na początku września i przez dwa i pół miesiąca mam zamiar przekonać się jak świat nauk o zdrowiu wygląda w Hiszpanii. Co będzie jak wrócę? Zobaczymy! Na pewno będzie trzeba poprowadzić kolejny kurs z prawa medycznego - w tym roku nie tylko dla pielęgniarstwa, ale też położnictwa i ratownictwa medycznego - a potem w końcu obronić doktorat.
Autorzy:
Dominika Robak, Specjalista ds. promocji Wydziału Nauki o Zdrowiu, Warszawski Uniwersytet Medyczny
Aleksander Zarzeka, prawnik, doktorant w Zakładzie Dydaktyki i Efektów Kształcenia, Warszawski Uniwersytet Medyczny
Dr hab. n. o zdr. Joanna Gotlib, Prodziekan Wydziału Nauki o Zdrowiu, kierownik Zakładu Dydaktyki i Efektów Kształcenia, Warszawski Uniwersytet Medyczny