Znajdź nas na    

Klub Morski SGH - relacja z regat

Nasza podróż do Szczecina przebiegła bardzo sprawnie, zważywszy na ogrom bagażu jaki mieliśmy ze sobą. Sobotę spędziliśmy na przygotowaniach. Skupiliśmy się na zaprowiantowaniu, zaokrętowaniu załogi oraz przygotowaniu jachtu do kilku tygodniowej nieobecności w porcie macierzystym.

Zakupy zajęły połowę busa. Jak zawsze małą sztuką jest rozłożenie wszystkiego na jachcie. Na szczęście ten okazał się całkiem przestronny i mądrze rozplanowany. Kolejny etap to sprawdzenie łodzi. Wszystko musi być sprawne. Wygląd gra drugorzędną role. Jak zawsze, w Polsce, na jachcie jest coś do zrobienia, porawienia. Kilka godzin zajęły nam poprawki i drobne naprawy. W między czasie przybywali kolejni członkowie załogi. Wieczorem wszystko było już gotowe. Wszyscy siedzieli w kojach gotowi do wypłynęcia następnego dnia. Rano dokonaliśmy jeszcze drobnych poprawek. Jeden z załogantów został wysłany na maszt w celu zainstalowania flaglinki do bandery Radomia, naszego Partnera Głównego oraz Henri Lloyda, sponsora wyprawy. Ruszyliśmy ku główkom Świnoujscia. Już tylko odprawa celna i bezkres morza. Pierwsze mile i pierwsze wrażenia. Dla tych, co pierwszy raz są na morzu to pierwsze chwile żeglugi, które na zawsze pozostaną w ich pamięci. Również pierwsze wachty nocne wznieciły mocne doznania. Bałtyk, jedno z bardziej ruchliwych mórz świata, powitał nas, jak zawsze, licznymi światełkami. Ci, którzy żeglując do tej pory tylko po sródlądowych akwenach, docenili wreszcie sens znajomości światełek, które niegdyś sprawiały tyle trudności na egzaminie na patent żeglarza jachtowego.

Pierwszy przelot z Trzebieży do Kopenhagi zajął nam niespełna 25 godzin. Na twarzach załogi pojawiło się pierwsze zmęcenie.

Kopenhaga to piękne miasto. Szereg parków, skwerów i wszechobecny spokój. Niskie strare budownictwo zwraca uwagę. Obowiązkowy punkt wycieczki to zmiana warty o 1200 przy zamku królowej Danii „Amalienborg Slot” oraz szereg katedr i kościołów.

Nie mogliśmy jednak ominąć muzeum Carslberga. Spory teren otoczony murem, gdzie znajduje się centrum produkcji  najbardziej znanego piwa w Danii.

Około dwóch godzin spędziliśmy w Christiani, w innym świecie. Miasto hippisów, gdzie społeczeństwo wiedzie beztroskie życie. To alternatywa dla tak wysoce rozwiniętego miasta. Christiania to w rzeczywistości sporej wielkosci getto, gdzieś w Kopenhadze, otoczone ogrodzeniem. W środku znajduje się kilka sklepów i barów ewidentnie przeznaczonych dla turystów, choć na turystyczne raczej nie wygladają. Pozostała jej część to drewniane domki, czy chatki, gdzie mieszkają bezdomni i ludzie żyjący tradycją hippisowską. Kiedyś w Christiani tzw. lekkie narkotyki były legalne. Pewien czas temu tego typu używki zdelegalizowano. Istnieje jednak niepisana umowa między Christianią, a rządem i policją. Ci ostatni przymykają oko na handel używkami, jaki się tam odbywa, a bywalcy miasteczka zapewniają spokój i brak powodów do prewencji policji. Tak więc chodząc uliczkami tego magicznego miejsca co chwila czuć słodki zapach palonej marihuany. Dla turystów, którzy stronią od narkotyków, jest przygotowane specjalne piwo z domieszką tej znanej rośliny. Wychodząc z Christiani główną drogą mija się drewniany portal z napisem „Teraz wchodzisz do UE”. To rzeczywiście prawda. Świat tutaj cofnął się o kilka dzięsięcioleci.

Każdy żeglarz zachwycał się licznymi kanałami przecinającymi Kopenhagę w zdłuż i w szerz. W każdym tego typu miejscu cumują niezliczone jachty. Najpiękniejsze są te stare, drewniane, które zapewne pamiętają początki zeszłego stulecia.

Następny dzień to rzucenie cum i namiar na Arhus. To pierwszy port The Tall Ships’ Races 2007 Baltic.  Tu spotykają się wszystkie załogi biorące udział w tegorocznych regatach.

Cały dzień zajęły nam sprawy organizacyjne. Dużo papierkowej roboty, sprostanie wszystkim wymaganiom  Sail Training International, odebranie dokumentów i gadżetów dla załogi.

STI ma wysokie wymagania dotyczące bezpieczeństwa, zdecydowanie odbiegające i rozrzeszające te, stosowane w Polsce. Tak więc niektórych wymogów tej międzynarodowej organizacji nie spełnialiśmy. Zakupy w pobliskim sklepie żeglarskim szybko jednak uzupelniły niedobory.

Wieczorem - Crew Party, impreza dla wszystkich załóg. Najlepsza możliwośc do poznania innych krajów i kultur. Wszyscy skupieni pod dwoma namiotami. Zabawy, tańce i pieśni do rana. Grupy żeglarzy wielu narodów przekrzykują się w pieśniach, aby za wszelką cenę przebić się w towarzystwie i zaznaczyć swoją obecność na imprezie.

Kolejny dzień to zwiedzanie miasta, a na jachcie walka z zesputymi instalacjami.

Captains dinner to jedna z możliwości spotkania się wszystkich kapitanów. Wykwintny posiłek, deser z brandy i niekończące się rozmowy. Jest to najlepszy sposób na zawarcie nowych znajomości i sprawdzenie kto jest odpowiedzialny za jaki statek.

Ostatani, pełny dzień w Arhus to zwiedzanie. Muzea, m.in. Muzeum Sztuki, Zen Garden, czyli ogród japoński, „stare miasto”, park rozrywki Tivoli na wszystkich wywarły wielkie wrażenie.

Koncert Bryan’a Adamsa to jeden z najlepszych sposobów na zakończenie wieczoru.

Koniec pzygody z Arhus na ten rok. Czas wyostrzyć zmysły. Jutro wyruszamy na pierwszy etap regat, którego start przypada na poniedziałek. W klasie „C”, a więc w klasie, której płynie Dar Natury, można spotkać cały szereg znakomitych jachtów i kapitanów. Będziemy starać się jednak zając jak najlepsze miejsce. Na pewno nie poddamy się łatwo. Chcemy dumnie reprezentować nasz Klub, Szkołę i Sponsorów. W Kotce następna relacja z poczynań załogi Klubu Morskiego Szkoły Głównej Handlowej. Po więcej informacji zapraszamy na stronę www.klubmorski.waw.pl.  Serdecznie zapraszamy!!!


« powrót
Komentarze
Pomysły na studia dla maturzystów - ostatnio dodane artykuły
Polityka Prywatności